Zawrót głowy

rowerowy. i kuchenny.
rowerem przez miasto się mknie, po ścieżkach, które o dziwo nawet przy ruchliwej ulicy się znajdą. po prostu know how i się jedzie. na szczęście są uczynni kierowcy na stacjach, więc nawet można bez większych strat własnych uzupełnić ciśnienie w kołach. nie jest to takie proste, bo pistolet do sprężarki trzeba wypożyczyć, dając coś w zastaw. nawet na dwie minuty. nie posiadając nic innego, musiałam zastawić rękawiczki rowerowe. potem jeszcze obsługa szybkozłączki i można ruszać.
 niektórzy kierowcy udają, że rower to takie nie-wiadomo-co i usiłują przyprzeć cię do muru. znaczy – krawężnika. i skrzyżowania są niefajowskie. a do tego tramwaje, które chcą wjechać w tylne koło, bo chodnik był za wąski…
ale jazda jest niesamowita i polecam, polecam.
aha, rękawiczki odzyskałam, nawet dało radę umyć ręce. jednak to pompowanie to trochę brudna robota.
a na deser paluszki krabowe. niby krabowe, bo przecież koło kraba chyba nie leżały, ale smaczne są. do tego seler naciowy i pycha. odkrywam w sobie mistrza sałatek. z pomocą dzikiej ilości telefonów do Ulubionej i stron w necie, na których są przepisy. chyba nie mam głowy do przypraw, mieszania smaków i ogólnie jak patrzę na kuchnię, to nic mi tam nie pasuje.

nie lubię sąsiadów z góry. ciągle kłótnie i wrzaski. cholera bierze. zastanawiam się, czy nie przygotować kija od mopa i nie wpaść tam wieczorem, kiedy uszy puchną, a filmu nie da się obejrzeć. a co tam. alarmowana kilkukrotnie policja nawet już nie chce przyjeżdżać, bo nic to nie daje. no to może granacik?
i sprawiedliwość po naszej stronie.
 alarmuje się o znieczulicy sąsiedzkiej, a na górze mała dziewczynka i ciągłe płacze. więc siedzieć cicho i zostawiać wiadomości policji, czy ciągle walić sąsiadom w drzwi i przekrzykiwać?

Dodaj komentarz