Klapsem po trumnie

robimy teledysk. nie bardzo wiem, kto gra, jaka będzie pogoda i czy scenariusz ma rację bytu, ale robimy. w plenerze, we wnętrzach, będzie duchowo, zjawiskowo, będzie też ciemność i pochodnie. no szał!
pierwsza obstawiona rola, to grabarz na cmentarzu. koniecznie z miotłą i złym spojrzeniem. no problem.
druga – wózkowy z ciałem w kostnicy. ciarki przechodzą… dlaczego apetyt na takie role jest największy??

trzecia rola, czyli paskudna pani piekieł też nie była problemem, trzeba tylko będzie znaleźć robaki. bo gnije. śmierć przecież gnije. aż się mrozi woda w lodówce po prostu.

nikt za to nie miał patentu na przedstawienie romantycznych scen zakochanej pary. deficyt jakiś totalnie. bo… wszystko już było, albo jest do bólu romantyczne. jak jednorożce.

Titanica dwa albo i dwadzieścia dwa nie robimy, więc jeszcze trzeba posiedzieć nad projektem. taki paradoks.

absurdalnie łatwo za to poszło ustalanie sceny bójki. aktorzy i statyści chyba się nie lubią, bo jeszcze przed zdjęciami chcieli się prać. to już nie paradoks, to podpada pod paragraf!