Ulicami tego miasta

Jakoś nie idzie mi pisanie „mego”, bo nie do końca to miasto moje jest. Ale mniejsza z tym.

Poszłam dzisiaj do pracy, do biura znaczy. Kawałek drogi, środek miasta. Posiedziałam, pogaworzyłam, wróciłam do domu.

Obiad i kolejne wyzwanie. Muszę odebrać szmaty, które czekają na mnie już drugi tydzień. No co zrobić.

Kawałek drogi, obrzeża miasta. Poszłam, wróciłam, wypakowałam zapasy materiałów i usiadłam.

A jak już z powrotem, po fali dziwnego zmęczenia, zaczęłam myśleć, zajrzałam do internetów.

Mapa. Wyznacz trasę.

nieeeeeeeeeeee

Zgłupiałam już zupełnie – przelazłam równe 10km.

I niestety – nie gołą stopą brzegiem morza.

A na ulicy…

zachowuję się tak, jak większość ludzi, wyrzucam śmieci do koszy, idę prawą stroną, nie wdeptuję (albo się staram nie wdepnąć) w to i owo… chodzę i chodzę, i czasem jeżdżę (o ile sprzęt pozwala).

a jakie wnioski z tych różnych podróży?

jestem pieszo – nie lubię rowerzystów;jestem z rowerem – nie lubię pieszych.

a prowadząc samochód – zasadniczo nie lubię wszystkich!